Wiersze

CYGANIE

Dymem zasłana drżąca polana
i słychać dzikie rżenie koni,
złoty róg zgubił chyba  Bóg
na tym postoju w białej melodii.

Wozy jak czapy szarych chmur
i  śmiech i  pieśń leci w dąbrowy,
ognisko, nad nim płomień drży
i blask i skry, klepią podkowy.

A potem przyszła strachem prosta
do domu mego,  o coś prosiła,
rozdała karty i mądrością
 całe me życie wywróżyła .

Nie rozumiałam wtedy tych słów,
strachem straszona, że zabiorą,
ukradną kury i ze spudnicy
złe wróżby rzucą, dobre odbiorą.

Świecie mój, domu mój nie romski,
dlaczego kłamstwo nie było grzechem,
dziś tęsknię do tych lat cygańskich,
strach i ciekawość była mym śmiechem.

Potem mgła szalem las spowiła,
tabor odjechał gdzieś w nieznane,
nad tamtym lasem jeszcze słyszę
wróżbę na życie, na zawsze daną.


JEST TAKIE PRAWO

Kto i dlaczego  kazał pisać
o tej kobiecie z szarą twarzą
o tej dziewczynie zapłakanej
i o tym dziecku, co nie ma marzeń.


Kto dał nam prawo wydobyć sens ,
wtargnąć w ich dusze i serca,
jak szary piach,jak zimny głaz,
świat ich nie słyszy, świat ich nie chce.

Gdzie jest margines, gdzie granica,
gdy rozpacz z bólem ich oplata,
bezkształtne  słowa, błagające ,
prawdziwi ludzie z naszego świata.

Dłonie błagalne zmienią się w krzyk,
słowa tak ostre jak bagnety,
nikt nie usłyszał ,znowu cisza,
dla tej dziewczyny ,dziecka, kobiety.

Prawem do życia, prawem do szczęścia
powstały słowa gorzkie i słone
żeby w tej ciszy ktoś je usłyszał ,
przywrócił wiarę i zdjął zasłonę.


ZAMKNĄĆ   CISZĘ


Uciszyć wiatr , niech nie myśli,
ze wolno jemu wiać i  chulać,
poplątać krzaki białej wisni
i w trzciny wpaść, gałęzie bujać

Nawet gdy trzeba to uwięźić
jak z rykiem wpada do komina
a potem wieje i zamiata
i ciska piaskiem po osinach.

Zły taki ,zrywa dachy, drzewa,
wyje i dudni to już nie śpiew ,
złością szaleje, budzi gniew
i falą ciska o stromy brzeg.

Wygładzić wiatru włosy siwe ,
ukoić , do snu ukołysać,
oddechem,  szeptem zauroczyć,
w ciepłych ramionach zamknąć ciszę.


Ł A W K A

Pod kępą brzóz, co sen kołyszą
stoi wykuta ze śmierci drzew-
ławka w żałobną ubrana pieśń,
odpocząć na niej, to wstyd, to grzech





............................................................

Stosy kamieni w nich szara przestrzeń
a na nich róża z sercem wydartym,
jeszcze się śmieje, żyje jeszcze
marzeniem sennym, może ostatnim

A  w gruzach jęczą, słowa, banały
ciężkie jak ziemia, słone i czarne,
spóźnionym echem, cichym szelestem
pieśń się przewija, żałosna , marna.

Szańce i zgliszcza, niebo płacze
obmywa szarość głazów nagą
i tylko mądrość zwiędłej róży
daję nadzieję, karmi odwagą.

To krople deszsczu w cichym powiewie
otulą myśli płaszczem białym,
ostatnie słowa rzucisz na wiatr,
na zwiędłą różę , na kamień szary.



C A  Ł A     B I A Ł A


Ocean bieli a w oddali
zielona płynie łódź ze świerków;
śnieg zasłał pola i pobielił,
świat otulony ,tańczy iskierką

Zdziwieniem patrzysz na tą biel,
ukryta tafla lodu jęczy
i tylko trop znaczony ślad;
przecina przestrzeń szarość zajęcy

Między platkani śniegu myśl
ulotna jak bańka mydlana,
oprószył snieg jeziora brzeg
 i dźwięczą dzwonki  biała sanna

Oddechem białym ,westchnieniem białym
zima ostatni okrzyk wydała,
zielone sosny w czapy ubrała
i mrozem mrozi , cała biała


W I O S E N N A      B U R Z A


Rozgrzana , chimeryczna noc,
na skrawku nieba gwiazdy i księżyc,
na horyzoncie złowroga czerń
i błysk rozjaśnił tamten błękit

I huk i błysk i niebo płonie,
grzmotem zbudzona  płacze ziemia
w gałęziach drzew i wiatr i deszcz
 trzaskając, sieją grozę zniszczenia

Upadły klon jęczy zwalony,
lecą konary, piaskiem kurzy
i świst i błysk w tą czarną noc,
oszalał świat w objęciach burzy.

I nagle cisza i tylko mgła
i niebo daje jasną nadzieję;
niśmiały słychać ptaków  szept,
umilkło wszystko, świat się śmieje.





 NAD MOIM JEZIOREM

Nad moim jeziorem czas się zatrzymał
i zrobił miejsce nowym dniom,
tu ptakiem pachnie nawet zima
i śpiewa lipa, szumi dąb

Nad moim jeziorem chodzę boso,
we mgle spowita czasem śnię,
zabieram szyszki śpiącym sosnom
i fal muzykę słyszę miłosną.

Wylana szklanka wody żywej
wypełnia noce aż po brzask
i ciągle żyję, żyję tak,
jak by miał zginąć zaraz świat.

Od nocy czarnej aż po świt,
dzień też inaczej każdy witam
i miodem płynie to co biorę
pod  moim drzewem, nad jeziorem.


GOŚĆ   NIEPROSZONY


Wiatr zawył, uchylone okno
w zaspanej  głowie pusta senność,
jak rycerz w biały całun spowita
przychodzi cicho, staje nademną.

I mówi , że już czas odchodzić
w  nieznaną drogę,  w tunel , gdzie jasno
a ja jej  szeptem ,  że nie pora,
bo płonie we mnie jeszcze swiatło.

Na stole bochen chleba swieży,
I  świeca pali się światłem jasnym
zapachem kwiatów i pomarańczy
i życie we mnie jeszcze tańczy.

Że krople rosy nie policzone
i kawa jeszcze  nie dopita,
jeszcze kochanie nie skończone
i w kłosach jeszcze tyle żyta.

Nie zrozumiane złość i śmiech
i tyle myśli niespisanych
i tyle leków, tyle łez płynących
i tyle jeszcze nie  wylanych

Miłości płomień  nie zgasł jeszcze
pali me ciało wciąż od nowa,
za mało kocham padło słów,
bo odkładałam na później slowa.

Odeszła  cicho tak jak przyszła,
widać nie pora była, nie czas,
białym całunem cała spowita,
śpieszyć się trzeba, przyjdzie nie raz.

Przyjdzie nie raz jak do ogrodu,
gdzie wiatru szum usypia ptaka,
stanie przed tobą i zapyta
czy dziś przez ciebie nikt nie płakał.

Przyjdzie nie raz jak do ogrodu,,
gdzie kwiatów woń jasno rozkwita,
zapuka do drzwi gość niechętny,
czy mocne będą argumenty.?


......................................

Widziałam dzisiaj czarownicę
z miotłą i wielkim czarnym nochalem
leciała chyba na Łysą Górę,
wrzeszczała coś zapamiętale

Z miotłą tańczyła dziki taniec
i potrącała wszystkich wokoło,
kurz się unosił , zawył pies,
cieszył sie szatan, turlał bies.

Zło zeszło się  do wielkiej kupy,
powiało grozą, pachniało smołą
a tłum na wiwat zawył dziko,
błyszczały flesze, grzmiało muzyką.

I runął mit, że tylko w bajkach
w baśniach legendach są czarownice,
bo gdy uważnie tylko popatrzysz,
usłane nimi miasta, ulice.







 S E N NE    K O S Z M A R Y


Snem jak latawcem lecisz wysoko
do gór, do chmur, gdzieś pod obłoki
zaklęte w baśnie w legend podania,
loty twe senne, zjawy codzienne

Obraz dziwne, myślowe mroki,
plączą się filmy lotem wysokim,
gdzieś w czerni nocy krzyczące oczy,
snują się mary i czarne koty.

Wirują strzygą myśli uśpione
 uciekać trudno, biec jeszcze gorzej
przez wody sine, rzeki niewinne
płyniesz gdzie - nie wiesz, gdzie czarne może.

I tylko strach w poświacie nocy
nie chce otworzyć zamkniętych oczu
w piersiach coś ciśnie, pot z oczu tryska,
senne koszmary, mroczne zjawiska.

Latawcem płyniesz tym dziwnym lotem,
snem co zmęczonym oblewa potem,
chcesz już  się zbudzić z nocnej paskudy,
w bieli pościeli wrócić do ludzi.




B R A T K I

Słońce ucieka w górę, wyżej,
promienie nagle wyszły gdzieś z kniei,
wiosna się skrada zielenią drzew,
pola się budzą, uśmiech nadziei.

Na lepsze dni, na ciepła dotyk,
na łące mlecze - żółte puchatki
i śmiech raduje te ciepłe dni
w trawie coś skrycie mamroczą bratki.

Ich oczy kreską podkreślił błękit,
zdziwione takie, chabrowe piękne !
mrugają barwą w kolorach tęczy
płatki fruwają w niciach pajęczyn.


Paletą barw, tańczą zakwitem
jak barwny motyl, jak złote słońce
jak stado cytryn, kolorów koncert,
tak kwitną bratki wiosną na łące.



KRZYK WODY

Nad wody głębią, nad przeręblą
złością mróz zakuł jeziora fale,
zamroził lodem tańczącą wodę
uwięził wolność w zimnym szkwale.

Jękiem wciąż trzaska lodowa tafla
chce się uwolnić z tej niewoli
i tylko rysy na szklanej ciszy
pękają złością, dudnią do woli.

I leci niebem jak ptaka śpiewem
echo co krzykiem jest sinej wody,
by jej nie ziębił, nie mroził, gnębił,
bo ona pragnie tylko swobody.


W I O S N A

Wiosna przegania zimę ze świata,
ostatnie śniegi niebo wymiata,
na ziemię spada jak kroplą,  łzami
śnieg w płatkach wielkich, takich bocianich.

Już koniec zimy, początek wiosny
skowronek śpiewa śpiewem radosnym,
czajka ki wi  krzycz nad stawem,
niebo przecięte kluczem żurawim.

Bazie na wierzbach mruczą jak koty
bocian szybuje lotem wysokim
a przebiśniegi bielą zasłały
ogród utkany krokusem cały.

Zielenią skrada się panna wiosna,
we włosach słowik, cała radosne,
cieplutką dłonią maluje trawy,
splata warkocze wierzb dla zabawy.

Zbudzona ziemia cała w rozkwicie
tańczy radośnie w promieniach słońca,
pogodnie śpiewa wiosenny koncert,
gdzieś w brzozach białych, w pachnącej łące.

Wraz z przyjściem wiosny nowa nadzieja
na letnią miłość, na ciepłe słowa,
zapachem wiosny zmącona głowa,
 by nie oszaleć, by nie zwariować.



NIEDOKOŃCZONA HISTORIA

Pamiętam wieczory jak przy świetle
lampy naftowej, w półmroku
opowiadałaś mi matko legendę,
o swoim życiu pełnym niepokoju i strachu,
jak pasłaś gęsi u "Niemca"
jak skakałaś bosą nogą po polach
jak chowałaś chleb pod poduszkę
jak bolało i dalej bolą - wspomnienia
kołowrotek śmigał w twych dłoniach
a ja byłam taka jeszcze mała,
nie rozumiałam wtedy Tych słów
kiedy mówiłaś o wojnie, o żydach ukrytych w piwnicy,
o strachu przed "ruskimi".
Myślałam, że starość pomyliła ci światy,
że nie odróżniasz wrogów od przyjaciół
Ty szeptałaś, by nie mówić o tym nikomu
Dzisiaj nie ma już lampy, jest jasno,
ale nie ma Ciebie, pozostała tylko
niedokończona Twoja historia...


ŻYCIE

Rozsypują się prawdy jak gwiezdny pył
Na zakrętach kruchego życia,
Chwila goni chwilę losem złym
I dążenia rozwiewa siwy dym

Z słów i myśli poskładana nadzieja,
drogowskazy, płaczące siwe brzozy,
czasem słońce rozjaśni szarość dni,
lotem ptaka nakreślone drogi.

Marzeniami deszcz dziwnie płacze,
wiatr kołysz duszę tak sennie,
pozbierane myśli składasz jak kalendarz,
snujesz życie jak nić ,jak przędzę.



ZACHÓD SŁOŃCA

Pamiętasz wieczór jak płonął las
i niebo było takie czerwone,
to zachód słońca witał nas,
strzelał purpurą w niebo zmęczone

Wierzchołki drzew podpalił zmierzch
ognista kula spadała w dół,
w blasku obłoków był taki spokój,
cisza rozdarła czerwienią bór.

Zachodu czas, palił się świat
ogniem co pożar w nas rozpalił,
potem gdzieś zgasł, zasnął i noc
tańczyła z lasem i razem z nami.




NOC

Zapadał mrok a potem noc
W ramiona wzięła cały świat
Kontury drzew na niebie gdzieś
Znaczyły drogę aż do gwiazd

A niebo było takie pogodne
Jak oczy po kąpieli łez,
Aż po horyzont utkane godnie
Srebrem księżyca w bielutką pieśń.

Gwiazdy migały i czasem w dół
Spadały wlokąc za sobą blask
A wielki wóz, co nie miał kół
Wskazywał drogę największej z gwiazd

Srebrzysta noc i ciepły koc
Co nas otulał nad wody brzegiem
I nieba widać było dwa
I my tuż obok wtuleni w siebie

I gwiazd dwa razy było więcej
I dwa księżyce w wodnej toni
I dwoje było nas i więcej,
Więcej splecionych ciepłem dłoni.




PRZY OGNISKU

Nie gaś ogniska niechaj płonie,
Jakie masz zimne, ogrzej dłonie
Niech ogień bucha do chmur gna
Tysiącem iskier pędzi w świat

Nie gaś ogniska dookoła ziąb
Dopóki iskry tańczyć chcą,
Niech dym się snuje, płynie gra
Póki samotność w nas wciąż trwa

Nie gaś ogniska niech się pali
Może te wici ktoś z oddali
Zobaczy i przybiegnie wnet,
By twoją ciszę zamienić w szept.

Nie gaś ogniska niech się skrzy
Rozjaśni noc, ogrzeje dni
I ludzi tłum co się przyłączy
W gorącym ogniu z tobą zatańczy.




WIOSENNY LAS

Wiosenny las oszalał śpiewem
Zawilcem zakwitł, szumem zieleni
Wiewiórka ruda skacze po drzewie,
Przebiegło stado płowych jeleni

Wiatr młode liście cichutko trąca,
By strzelić w niebo akordem głośnym,
Tysiącem ptasich treli radosnych
W białych gałęziach brzóz, wokół sosny

Dywanem białym ściele się las
Przytkany młodą pokrzywą białą
W tle błękit fiołków w słońcu się mieni
Mech pokrył siwe stada kamieni

Bajkowe granie, ptasie zaloty
Słowik co zawsze kochaniem śpiew
Cisza pulsuje żabim rechotem
Klekotem boćka gdzieś w starych drzewach

Czeremcha biała jak panna młoda
Wabi zapachem nieśmiałe pszczoły
Wróbli gromada co na krzak spadła
Śpiewa i tańczy tańcem chocholim

Obudził się wiosenny las
Zielenią młodą, zakwitł błękitem
Zamącił w głowach jak sen zwariował
Ptasią muzyką, zatętnił życiem.




JEST TAKI KRAJ

Jest gdzieś na świecie taki kraj,
Gdzie Wisła wpada aż do morza,
Gdzie las zielony, bór i gaj
Gdzie kwitną lipy, szybuje orzeł

Bez tutaj pachnie tak inaczej
I łany zbóż, żółte rzepaki
W szumiącym życie mieni się krew
Tu kwitną chabry, czerwienią maki

W tym gnieździe polan jest kraina
Usłana wstęgą wód zaspanych
Gdzie trzciny śpiew całuje grzbiet, fal
Zakochanych w mazurskim graniu

Odgłosy puszczy, wilczy zew
Zawiedzie ciebie gdzieś w dąbrowy,
Tam dzięcioł puka głośno w pień,
Zasłuchasz się w hukanie sowy

Za lasem bagna a na nich czaple
I dumnie stąpa rogaty łoś,
Szumią sitowia, drozd tam się schował
I śpiewną nutą zawodzi kos

W mazurskiej kniei tętni życie,
Łabędzim śpiewem jak łodzią płynie,
By zwolnić bieg, gdzie wody brzeg
I ryby plusk, węgorz się wije

Mazurski dom osnuty mgłą
Bielutkim żaglom jest jak brat
I czasem wiatr co w okna wpadł
Śpiewa gdzieś w linach, szantą gra

A wszystko spięte wstęgą tęczy
Tu w starych wierzbach dusz jęczy
I gna przed siebie szalonym biegiem
By nad jeziora ucichnąć brzegiem

Każdy ma tutaj swoje miejsce
Tak bliskie, mocno ukochane
Tu tylko światło, woda, przestrzeń
I drogi kręte nie zbadane.



T A K I E   D N I




Są takie dni,że słońce boli
a deszcz to łzy co płyną ciszą
jest taki ranek co rani duszę,
jest taka noc czarniejsza myślą.

W tym dniu i nocy cień człowieka
wciśnięty w kąt, drży skulony,
spętany strachem, bezradnością,
jak drzewa pień- już powalony.

W pajęczej sieci, co duszę rani
rozgrzany węgiel pali dłonie,
zaciskasz palce aż do bieli,
chcesz się zasłonić, spada zasłona.

Bólem odgradzasz się od świata,
drutem kolczastym,cierniem róży,
jest taki dzień spalony brzaskiem,
jest taka noc co spokój burzy.

Wpisane w przestrzeń kalendarz,
znaczone czarną farbą zdarzeń-
-dni,z którymi trzeba umieć żyć,
nawet jak boli, jak płyną łzy.



NA  SKRAJU  LASU

Na skraju lasu, za brzozą białą,
za starym dębem w leśnej ciszy,
w trawie zielonej kości złożone,
nikt ich na pewno nie policzył.

Trzy groby szare, krzyż złamany
a na nim liter rząd wyryty,
kto tutaj leży?, może powstaniec?,
a może żył tu ktoś w tej ciszy.

Historii skrywa ślad ta ziemia
i czyjeś kości tuli nieznane,
może ktoś kogoś szuka jeszcze,
a może wszystko już zapomniane.

Na polskiej ziemi  niemiecki napis
ciężki żelazny krzyż powalony,
okrutny, smutny historii zapis,
dlaczego grób ten zbeszczeszczony ?

Brzoza zapłacze, dąb zaszumi,
w maju konwalia zapachnie biało,
nad zapomnianym grobem szarym,
samotne serce w krzyżu  zostało.


.......................................

W zaspanej nocy oblanej srebrem,
księżyc w ramiona wziął  biały jedwab,
potem rozsypał diamenty drżące,
w wodach jeziora w pachnącej łące.

Latarnie nocy w dziwnej poświacie,
wychodzą z czerni bajkowe stwory,
tańczą kontury drzew w majestacie,
światła, rozbłyski,  smugi, kolory.

Jasnością nocy nieprzespanej,
wędrują barwy razem z księżycem,
są zapomnieniem, rozmarzeniem,
baśniowym światem, są zachwytem.


K R Ó L

Uliczny zgiełk w ramionach miasta,
wijącym wężem pełza tłum,
las głów gdzieś goni i obrasta
w gonitwę zmysłów, w wrzawę w szum.

Oczy wpatrzone w sklepów neony,
co mamią światłem w każdą stronę,
przed siebie prędzej gonią czas,
w kurzu na bruku topią mamonę.

A na chodniku w tym zgiełku tłumie,
tego mój rozum już nie ogarnia,
leży w rozpaczy  strach i ból
i oczu wzrok a w  nich  pogarda.

Stare łachmany, ubrudzony,
zgięty marzeniem i pot słony
-spływa, a może to łez parę ,
leci po twarzy zimnej szarej.

Obraz rozpaczy w tłumie ludzi,
samotność kopie kruszy z bólem,
i tylko gołąb zjada okruchy
bezdomny jest dla niego KRÓLEM.


,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,

Rozmyty piach na wiejskich drogach
i powalony drewniany krzyż,
sędziwy kamień, stróż wieczny, srogi
i jedna myśl- musisz tam być

Zgarbione wierzby, rozdarte czasem,
senne, zmęczone, już pokonane,
pola uśpione zarosłe płaczem,
ugory straszą, myśli splątane.

Gruzy i zgliszcza, zapomniał świat
o tamtych stronach dobrze znanych,
świszcze i  hula nad lasem wiatr,
wyziera pustka z gniazd  bocianich.

I tylko czasem jakiś ślad
na drodze gdzie się czas zatrzymał,
ktoś tu zabłądził, może się wkradł
i tańczy na pamięci  linach.

Zamykasz oczy ,by patrzeć tam,
gdzie słońce było Bogiem , ostoją,
dziś stara droga i wierzba zła
zaklęty w ciszę kamień wciąż trwa.


........................................................

Znowu zabrzmiała w trawach muzyka,
które to już kolejne granie,
zawsze inaczej zmącona cisza
nic nie jest zawsze takie same.

Kolejne noce, kolejne dni,
marzenia złotą nicią osnute,
zerwane sny, jak  złoty liść
i  mocne  nogi w buty obute.

Gdzieś zaznaczony na drodze ślad,
i tyle rąk i tyle wspomnień,
ciągle nas gna na nowy szlak,
wygania z domu, czyni bezdomnym.

Jak okręt dryfujący w chmurach
płyniemy znacząc drogi i czas
i tylko cicha świerszcza muzyka
każe nam wracać do swoich gniazd.


CMENTARZE

Dziś widziałam na cmentarzu tłum,
tyle kwiatów i palił się znicz,
miasto zmarłych na dzień, dwa się budzi,
potem cisza i nic, nie ma nic.

Śnieg zasypał to co było strojne,
wiatr zaświstał i przewrócił świece,
dusze takie samotne, bogobojne,
śpią tu same w śnieżne zamiecie.

Tylko  jakiś pojedynczy ślad,
czarne wrony złowrogo kraczą
i ich pieśń leci gdzieś,
gdzieś nad groby nadlecą zapłaczą

Potem wzbiją się aż do chmur,
by popatrzeć na cmentarzysko,
czarne wrony i czarna śmierć,
przyjaciółki rozpaczy i zgliszczy.

Tyle grobów i więcej i więcej,
jedne dumne,piękne i zadbane,
inne ciche i trawa i mech,
pamiętane i zapomniane.

A ja nie chcę być w tym czarnym mieście,
mieście zmarłych, gdzie wrony i strach,
więc rozrzućcie mą duszę gdzieś w przestrzeń,
ja chcę w kosmos, ja chcę do gwiazd.


J E S I E N N Y   P A N

Szedł przez  park, taki złoty ,jesienny,
w kapeluszu z uśmiechem dla dam,
w rękach bukiet chryzantem miał,
taki śliczny, jesienny pan.

Płaszczem okrył swe silne bary
i jak drzewo tak dumnie stał,
zebrał z ziemi opadłe kasztany
i szedł dalej, jesienny pan.

Tam zadumał się chwilę
i poprawił bielutki szal,
wciąż po liście jesienne się schylał,
taki dumny jesienny pan.

Ja widziałam jego z daleka
na ławeczce usiadł i czekał,
ona biegła taka cicha , spóźniona,
pan jesienny i jesienna ona.

Już wiedziałam, że był zakochany
po to zbierał liście i kasztany
i całował jej włosy rozwiane
i chryzantem bukiet jej dał.



LATO  W    SZKLANCE

Słońce rozsiadło się na polanie,
a w trawach nie grał jeszcze świerszcz,
zapachem takim jak opętaniem,
nie błądząc dojdziesz do tych miejsc.

Miejsc oznaczonych krwawą plama
i białym kwiatkiem co wydał plon
w listkach zielonych w  oczach zamglonych,
utulisz twarz w poziomki woń.

Ten zapach,  kolor  rozgrzany latem,
rzuci cię nagle na kolana
i jeść je chcesz,smakować, drzeć,
wonią purpury dźwięczy polana.

Czerwonych jagód cała gromada
do słońca czule buzię wystawia
a ty się troisz, troisz i dwoisz,
przed deszczem zebrać ich cały słoik.

Bo kiedy z nieba spada ulewa,
pod liśćmi skryta poziomka śpiewa,
trudno je dojrzeć nadziać na słomki,
deszczu nie znoszą sprytne poziomki.

Jednego razu- mówię wam szczerze,
gdy słońce śmiało się w dzień deszczowy,
dostałam bukiet taki wyśniony,
cały czerwony, poziomkowy.

I  miałam problem bardzo wielki,
zjeść go, czy wąchać- się rozmarzyłam,
był taki piękny, taki pachnący,
stał, stał, a potem go - zasuszyłam.

A kiedy zima śniegiem zasłała
lasy i pola i  marzły ręce
z bukietu tego herbatę piłam,
lato zamknęłam w gorącej szklance.



Z M I E R Z C H

W kołysce chmur
układa się do snu słońce
milknie wiatr dając poczatek
purpurowej ciszy
uśpiony las oddycha jeszcze
ściele się mrok gładząc
fale ziewającej wody
zmierzch zakołysał
pola i trawy
utulił ptaki
uściskiem sennym spokojnym
cisza.



Do kielicha wlewał do pełna
gorycz,by potem
spić ją łapczywie
szybko,szybciej,
znów nie została
przelana,
zawsze zdąży