JABŁONIOWY   SAD


Kiedy wybuchnie?, oczaruje?,
pąki nabrzmiałe, jeszcze senne,
czekam na szczęście oszalałe,
które jest  ze mną i jest we mnie

Jeszcze nie pora na przebudzenie ,
jeszcze daleko roje pszczół,
jeszcze za wcześnie tak zwyczajnie
daleki jeszcze wonny raj mój.

Może za chwilę, słońce  pieści
i wiatr kołysze sędziwą senność
i tylko patrzeć jak wybuchnie
otuli bielą szarą codzienność.

Zdziwione oczy rannym wstaniem
ujrzały obraz, bajkowy świat,
to najzwyczajnie świtem bladym
mój jabłoniowy zakwitł sad.

W opasłych kiściach blady śmiech,
trącany wiatrem sypie deszczem,
to żaden śnieg  to płatków bieg
całuje ziemię białym kobiercem.

I spełnił się mój sen o wiośnie
w gałęziach kwiatów w dotyku woni,
jak  rwąca  rzeka, jak misa mleka
kwitnący sad w pas się pokłonił

A potem upadł na kolana
i pełzał  pod naporem bieli
cały zroszony, cały w błękitach,
różowym śmiechem w niebo wystrzelił.


.




OPĘTANA

Moja głowa jest śmietnikiem
cudzych myśli
jest  jak balon
wypełniony do granic
syczy i jęczy
jak kłębowisko żmij
zmartwieniem nie moim
z pękniętej czaszki
nie wyleci mądrość
na bezludnej wyspie
wypluję czarne żaby
opętana czyimś grzechem