BIAŁY     PTAK


Już napisano tyle wierszy,

i tyle pieśni wyśpiewano,

tyle zachwytów  nad nią całą,

wielbiąc jej oczy, usta,ciało.


Mądra i piękna- wyzwolona,

czuła kochanka i szalona,

ale ja dzisiaj chcę nie o tym,

ja zajrzę w piekła czarny  dotyk.

 

Chustą zakryta twarz,  szara, niema,

jak czarna dama, iskrzące oczy,

tam gdzie jej serce, tam żywa rana,

ona bogini , upadłych nocy.

 

Za jakie grzechy dobry Bóg,

wystawia ją na stosu szaniec,

mąż, czy nie mąż,wróg, czy kat?

zapala na niej czarne ubranie.

 

W czador spowite kruche ciało,

spraw Panie, by  tak nie bolało,

chce wyrwać się z niewoli sieci,

do marzeń ptakiem białym polecieć.

 

 

 


 

 

 

 

 

.

 


,

 Matko Twój błękitny płaszcz,

jest ogromny jak wody oceanów,

okryj nim  kraj, gdzie ruiny i zgliszcza,

gdzie krew dzieci przelana - za nic.


Krzyczę, płaczę, na zgliszczach nadziei,

gniew rozrywa głowę i serce,

ile jeszcze krwawych nocy i dni? 

ile trupów, ile bomb, ile jeszcze?.

 

Świat zapisze tą krwawą historie,

a morderca  niech zapamięta! ,

ogrom zbrodni, ogrom bólu i strat,

tego nigdy nie zapomni mu świat!.


 

 07.03.2022r.

 KRZYCZĄC   GŁOŚNO


Moje kwiaty dzisiaj dla Ciebie,

maja barwę- żółto- niebieską,

garść nadziei Ci daję i mój gniew,

matko, żono, kochanko- gdzie jesteś?

Dziś widziałam Cię na gruzach historii,

jak tuliłaś zapłakane dziecko w metrze,

potem szłaś  z nim przed siebie wśród bomb,

tam, gdzie spokój, gdzie nowa przestrzeń.

Ukraińska  kobieto, matko,

brat,syn, ojciec zostali, by bić,

nie dostaniesz dziś od nich kwiatów,

ONI WALCZĄ - byś TY mogła żyć.

Żebyś miała znowu marzenia,

oczy dziecka roześmiane, spokojne,

z gruzów wstanie Twój  dom,

 już bez huku i bomb,

 i zapomnisz o strasznej wojnie.

Dam Ci wiarę i serce na dłoni ,

wiem,  gniew Twój jest większy niż strach,

chylę głowę przed Twoją odwagą,

niech się skończy ten straszny czas.

Ja spokojnie przesypiam jeszcze noc,

lecz los  Twój z moim dzieli cienka kreska,

Ukraińska  kobieto, 

jakich słów mam jeszcze poszukać?

by ukoić Twój strach  i łzy,

 dumna  -flaga niebiesko-żółta.

Wszystkie matki, kobiety świata,

 krzyczcie głośno- a siła  w nas jest,

stop przemocy, stop wojny dla świata,

krew to życie,  to braterstwo- nie śmierć!!




 


MRUŻĄC   OCZY

Jest las i woda i niebo konające na horyzoncie,

senność drzew i traw otacza, obejmuje leciutko,

jak muśnięcie piórkiem, które zgubił  w locie ptak.

I ta cisza, z którą można rozmawiać,

 egoistycznie nie rozglądając się na boki 

tylko przed siebie daleko,aż po horyzont,

mrużyć oczy, niewinnie jak dziecko,

 tylko ja i słowa, które z tą ciszą są we mnie,

gdzieś mnie gonią choć nie ruszam się z miejsca.

Na  brzegu  łabędź  spowity jest w białe milczenie,

nawet  woda rozumie tę  ciszę

i zamiera w lustrzanej tafli jeziora.

A  może to tylko złudzenie rozleniwionego umysłu,

milknie moje wnętrze,bo nie chce być profanacją

tego  porządku rzeczy,które ułożyły się w spokój,

W objęciach konającego dnia  znika mój cień,

który jest malutką plamą,  czas płynie wolno, sennie.

Cichnie  świat ,rozsypują się myśli,

jak gwiazdy,które za chwilę noc rzuci na niebo..

Nikt nie woła, nikt nie czeka- odpływam.


 JESIENNE  WIERSZE

Jesienne wiersze pachną mimozami,

białe kartki jeszcze zapisane myślami,

jak jesienne liście fruwają,

jeszcze puste -jeszcze na coś czekają

 

Nagle posły i kroczą korowodem,

idą  słowa, słowo za słowem,

idzie wers,potem zwrotka,

po jesiennych opłotkach,

zatańczyły jesienną opowieść.

 

Jeden dumnie owinął się szalem,

z mgieł jesiennych utkanych nad ranem,

inny tańczy w czerwieniach i złocie,

tamten tapla się w deszczu i błocie

 

Potem biegną w kwiaty chryzantem

tamten kocha je bardziej niż ten,

złote, białe w żółciach powodzi 

podziwiają ich piękno i wdzięk.

 

Tańczą wiersze wiatrem targane,

dużo słów , dużo myśli nad ranem,

słowa, słowa w nich szumią nad jesienną zadumą

rozmyślają, spadają ,kochają.

 

Jeden z nich jest praktycznie o niczym,

parę kropek i garść śnieguliczek,

nagle krzyczy donośnie,że utaplał się w błocie,

jak  ulewa szła z wiatrem na odsiecz.

 

Jeden ukrył się w dzikim winie,

sprytny- myśli ,że nikt go nie widzi,

zakochany w jesieni, cały w pąsach czerwieni,

lecz dlaczego tak bardzo się wstydzi?

 

A w bezkresie długiej nocy jesiennej,

idą spać z książką pod ręką,

otulone ciepłym kocem, zaczytane,

wiersze ciche jesienne zadumane.

,

 

ZAKOCHANI

 

Szła w sukience utkane z liści brzóz

we włosy wplotła nić babiego lata,

dumna pani sypała kasztany,

pęk  chryzantem  trzymała  w dłoni,

i zmoczyła się swoim deszczem,

odsłoniła krągłość ud i piersi,

i nie było  jej wcale zimno,

choć to nie było maj, a październik.

I tak szła cała ruda, wrzosowa,

zakochana z zadumą w głowie,

pożegnała lecące ptaki,

hen daleko, za góry za morza.

I  spotkała po drodze - szedł pan,

pan jesienny w nią  zapatrzony,

i zniknęli,  przepadli bez wieści,

w nagich drzewach w liści szeleście,

w całowaniu jesiennym, potarganym,

on i jesień w sobie  - zakochani.


 DWA ŚWIATY

Zmoczony czas  deszczową kroplą,

na brzegu moim moknę - ja 

oddycham lasem,  korą mokrą,

 jestem jak ten ponury  świat .

Po tamtej stronie siwej rzeki,

mówili, że jest lepszy świat,

taki wrażliwy, dobry, ważny,

w nim domy mocne, a nie z kart.

Żyjąc- wciąż śniłam o tym brzegu,

deszczowa, zimna, niecierpliwa,

szukałam dróg i drogowskazów,

wciąż uciekałam,  czasem bładziłam.

Aż z tamtych stron przyszedł - człowiek,

naiwnie szukał,  z życiem się zmagał

szczęścia nie znalazł na moim brzegu ,

usiadł na chwilę, chciał - porozmawiać.

Spojrzałam w jego smutne oczy,

w tą twarz , co była moim lustrem

i śmiech wypełnił cały nasz świat,

i leciał, leciał w przestrzeń i pustkę.

 

 


 

 


ŚCIANA

On zawsze był, ten śmieszny, gorszy,
i nieporadnie podpierał ściany,
ręce w kieszeni, w pozie niedbałej,
jakby  przenikał przez te filary.

Dookoła wszystko wirowało,
w tańcu, zabawie, upojeniu,
on był wciąż stróżem  swojej ściany,
życie przyjmował po swojemu.

Ktoś wódki nalał mu do pełna,
wypił nie jedną taką dolę,
i ciągle stał, nikt z nim nie tańczył,
ściana go wciąż trzymała czule,
.
Ten kielich nie dodawał szyku,
wczoraj widziałam go - po latach,
chodnikiem szedł- nie było ściany
i wiatr nim targał i przewracał.

,