............................................................
FABRYKA MARZEŃ


Mijam ulice, to samo miast,
neony, sklepy, wrzawa i blask,
ale tu jakoś szaro i ciasno,
umyka radość , uśmiech zgasł.

Ulicą idą ludzie zmęczeni,
leje się potok spojrzeń złych,
czy zniewoleni?, czy zastraszeni?,
wloką za sobą niedobrą myśl.

Wiem!, pomysł na tą szarość mam
biznes rozkręcę , przedsięwzięcie,
zbuduję firmę aż do chmur
i będę produkować szczęście .

REGON i NIP to pestka, zero
i kredyt w banku wenę  spory,
wywieszę szyld ,, Fabryka Szczęść,,
tylko z kont będę czerpać wzory.

Może poszukam gdzieś za progiem
mojego domu, znajdę w sobie,
ale to ma być szczęście z wyżyn,
na pewno znajdę je pod Paryżem.

I pojechałam aż do Sevres
i tam dostałam, ale mało,
tylko kilogram wzorcowy rdzeń,
wszystko w podróży się rozsypało.

N a tysiąc gram i jeszcze więcej,
znów wpadłam na genialny plan,
zaczęłam dzielić te małe szczęścia
i cały wór już szczęść tych mam.

I będę je rozdawać wszystkim,
tym smutnym ludziom, gdzie  się da,
bo tylko podzielone szczęście
rozrasta się w tobie i w nas.









Zaspanym świtem
wchodzę w nowy dzień
wsłuchuję się w szept okien
osłoniętych lekkim porankiem
po tamtej stronie mgły
dotykają leciutko parapetu
budzą zaspane krwawe pelargonie
znowu do sklepu przywieźli chleb
jego świeży zapach
drażni nozdrza mojej wyobraźni
czy wystarczy go dziś dla wszystkich
nad głowa  lampa dogasa światłem
cichym jasnym
światłem jak twoje oczy
jak twoje ręce trzymające
kromkę  białą jak śnieg
nasze zwyczajne życie
utkane z poranka z mgieł
pelargonii i chleba



WIOSNA

Obudzona chwila
gotowa na nowe spełnienia
przywołuje nadzieję
zrodzoną ze świeżości
kwiatów i barw
nadciąga śpiewem słońca
zachłannie budzi entuzjazm
wiosennych westchnień
utkanych melodią słowika
łopotem bocianich skrzydeł
by miękką i puchową bazią
ukoić nadchodzący
długi czeremchowy dzień


NIE NA KOLANACH


Noc taka czarna dzień pożarła,
rozsiadła się  mrocznym szelestem,
w czarnej spódnicy,jak baletnica
 tańczy ze strzyga i biesem.

Hebanem niebo całe zasłane,
wyłażą z dziupli potwory,
tętnią kopyta i diabła kita
ze światem ma chęć na amory.

skrzydło złamane ma czarny anioł
a w oczach strach niepojęty,
czyżby  pokonał go zmartwychwstaniem
szatan wyklęty, zawzięty.

Błagam aniele wyciągnij  miecz
podnieś przyłbicę i tnij ,
niech krwawi rana, nie na kolanach,
jak boli to z bólu wyj

bo czasem trzeba nastawić łeb,
nim jawą dzień  myśl wystrzępi,
w osłonie nocy straszny bój stoczyć
niech zginie, przepadnie wyklęty.