K O N I E

Stado koni przebiegło galopem,
jeszcze słyszę ich kopyt śpiewanie,
biała grzywa rozwiana jak obłok,
jęczy trawa skonana splątaniem.

Jak anioły z otwartą przyłbicą,
pęd szalony gdzieś w dal, gdzieś w nieznane,
kłus obłędny w swym pędzie,
drżąca ziemia i wzrok oszalały.

Już myślałam , że wzbiją się w górę
i ulecą jak ptaki w przestworza,
odgłos kopyt zuchwały, ponad ziemią fruwały
 i płynęły , jak żagle po morzach.

W głowie tętent, choć znikły w oddali,
jeszcze kurz, jeszcze oczy zdumione,
czy to zjawa?, czy sen?,jasne słońce, to dzień ,
konie biegły, biegły konie szalone.


O B I E C A Ł E Ś

Obiecałeś, że będziesz żyć,
dlaczego nie dotrzymujesz słowa?,
umierasz wcale nie fizycznie,
nie ma ciebie dzisiaj
a jest jeszcze jutro i potem,
obiecałeś, że będziesz kochał,
niekoniecznie mnie,
nawet pies ciebie nienawidzi
chociaż nie szczeka,
twoje usta zasznurowało milczenie,
bury kot omija cię, zataczjąc koło,
schodzi ci z drogi,
a ja nie kot, nie pies,
trwam przy tobie
czekając naiwnie na nic.