P R Z Y D A S I E

Wpadłam w furię, zapał dziki,
który we mnie drzemał chwilę,
powyrzucam, koniec, kropka!.
to co zbędne, już niczyje.
Zawalają tylko kąty,
pół piwnicy i poddasze,
jak znam życie kiedyś bardzo,
rozezłoszczą  mnie przydasie
tu coś leży, tam  coś drzemie,
tamto pudło pokrył kurz,
stosy gratów wzrok mój jeżą,
powyrzucam je i już.
I z zapałem już otwieram,
jedną półkę , drugą, trzecią,
to potrzebne, to nie teraz,
tamto włożę jeszcze nie raz,
to na ryby , to na pole,
oj,  ten sweter zjadły mole!,.
Tamta szmatka jeszcze dobra,
pewnie  ją  wyczyszczę okna,
czapka , spodnie ciut za małe,
może oddam komuś- całe,
to wyrzucę  po niedzieli,
no i zapał diabli wzieli.
Kiedy znów otwieram szafę,
zewsząd śmieją się przydasie,
tylko na samiutkim dole,
leży w koszu sweter w kratkę,
bo go przecież zjadły mole.