16,08,2019

MAZURSKI     PYŁ

Już noc się skradała, bezszelestnie cicho,
niebo nad nami zgubiło błękity,
na piaszczystej drodze, w kurzu , nasze powroty,
z wypraw codziennych z jeziorowej ciszy.
I nie było by w tym nic niezwykłego,
ot, codzienne zwyczajne  wracanie.
Dzisiaj było inaczej, bo gonił nas i uciekał,
puszył się i prężył, gdzieś z kosmosu wypadł
wypełniony księżyc.
My w lewo, on nad nami, my w prawo,
ten znikał na chwilę, by za moment nas wyprzedzić,
za pierwszym zakrętem, o krok może,  o  milę
Za lasem już go nie widziałam,
 nagle nieśmiało mrugnął na najwyższym drzewie
i biegł i biegł - słyszałam jak dyszy,
na  zaczarowanym niebie , w tej lipcowej ciszy.
Taki niezdecydowany, taki trochę śmieszny,
gonił nas i  zaczepiał balon napowietrzny.
Ścigał się z nami,raz znikał , raz się pojawiał
i śmiał się nam w nos i cuda wyprawiał.
Za chmurę się schował, gwiazdy oczarował
i ruszył za nami z prędkością kosmiczną
i znowu za zakrętem z oczu naszych zniknął
bawił się z nami w chowanego chyba,by nas w końcu wyprzedzić
 i  nie wiem dlaczego,najpierw zatańczył,potem wdrapał się na drzewo,
złudzeniem nas karmił, nagle oczy zmrużył
i w lesie nocnozielonym   cały się zanurzył
I wielka tajemnicę przed nami  odkrywał,
jak wielki bywalec dworu i wykwintny rywal,
on zdecydowanie rządził i karty rozdawał,
my malutcy tacy, on wysoko stawiał.
I myślę, że by nas zgubił, albo my na pewno jego,
droga w las wchodziła i nie było nieba.
Nic z tego, bo na prostej drodze,
z czeluści kosmicznej wyjrzał srebrzysty czarodziej.
I tak ścigał się z nami, my naprzód ,on z tyłu,
zaczarowana bajka z mazurskiego pyłu,
utkana z jasnej pajęczyny lata,
stara droga piaszczysta w srebro przebogata.