JESIEŃ  WCALE  NIE  ZŁOTA

Za oknem szaro, buro i mokro
o szyby dzwoni deszcz jesienny,
zmoczone stopy porą  błotną
ubrane w kroki, w myśli tajemne.

Drzewa  uśpione zimnym uściskiem,
biedne, odarte z liści z nadziei,
szeptem łaskawym jeszcze karmione,
stoją pokraczne i zamyślone.

Paradoksalnie to już zima,
choć śnieg nie pada, mróz nie trzyma,
obrusy czarnej ziemi zoranej
zastygły zimnem, śpią potargane.

A nad tą  ziemią złowróżbne wrony
tańczą swój dziki taniec szalony ,
by  osiąść na niej  lotem opadłym,
stada pokracznych ptasich  widziadeł.

A tak niedawno była złota
z deszczem kasztanów , liści , żołędzi,
 babiego lata nitka srebrna,
 jak mgła czepiała się gałęzi

A teraz jęczy, syczy jak żmija,
taka niechciana i niczyja,
szalem spowita w brudnych warkoczach
siostra bliźniacza  wcale nie złota.