POLSKI   PEJZAŻ ZIMOWY

Dzień - jak co dzień, chyba piątek
w radio ktoś cichutko gada,
luty depcze nam po piętach,
a śnieg  biały cicho pada.

Już zasypał tamto pole
i się rozsiadł na jemiole,
zasypane lasy, pola,
polska  sprawa  już nie goła,

Chłop i pan ,jak koń podkuty,
śnieg im sprawił nowe buty
i gmach cały zsypany,
można lepić już bałwany.

Piśnie gawron na wariata,
czemu w śniegu jego czapa,
kto mu włosy dziś potargał,
przy okazji rozum zszargał.

Sanki, narty rozszalałe,
zachwycone karnawałem,
pędzą na złamanie karku,
już grochówka dymi w garnku,

Dzwonią sanki, świat oszalał,
kulik pędzi jak sto koni,
świszczą baty, stercza czapy,
chyba wiatr ich nie dogoni.

Prast i trzask i gwizd i świst,
zaprzęg  mignął w siną dal,
tylko z kopyt lecą skry,
a śnieg pada, śnieg się skrzy.

Za zakrętem leśnym w lewo,
ośnieżonym starym drzewom
w pas się   kłania zima zła
a śnieg pada, pełno zasp.

Susy , ślizgi i umizgi, leśna droga, leśna ścieżka
w starej dziupli sowa mieszka,
cała   prawie ubielona,
 w płatki śniegu wystrojona.

A śnieg pada,pada pada,
kryje bielą drzew gałęzie,
jakiś obłęd  w oczy wpada,
biało  będzie  - dobrze będzie.

Nagle z nieba pada deszcz,
leje na pierzynę białą,
ciepły niż znów nas zaskoczył,
wokół wszystko odtajało.

Dziś kolejny mamy piątek,
w radio ktoś cichutko śpiewa,
a za oknem szaro buro,
śnieg nie pada - grzmi ulewa.

Znów odkryta polska  wredna,
zwykłe sprawy, zwykłe dni,
ktoś zajadle się rozhuśtał,
ktoś przywalił- tak bolało, że nie ustał .

Deszcz roztopił prawie wszystko,
czarne drogi, czarne bramy,
moc w nim tylko jakoś słabnie,
nie poddały się bałwany.

Nadal stoją nastroszone,
z miotłą - nie wiem czy to tak wypada?,
pójdzie  odwilż w inną stronę,
 a śnieg  pada, pada, pada.....